środa, 31 października 2012

Statek


    Była to jedna z tych łajb, które na pewno mają inteligencję i własny kodeks moralny a może i karny. Każdy, kto o tym wie i szanuje te kodeksy, może liczyć na wzajemność czyli pomoc w trudnej sytuacji. Odwrotnie też to działa. Złe myśli, głośne i obelżywe wyzwiska pod adresem statku powodują, że delikwent ma pecha i dziwnie często psują mu się urządzenia, a nieszczęśliwe wypadki nie omijają go.
    Dostałem kontrakt na „Seaboard Trader”. Wielogodzinny przelot przez Atlantyk. Później jeszcze dwie przesiadki i wylądowałem w Miami. Agent bez trudu odnalazł mnie na lotnisku. Jego śniada karnacja wskazywała na latynoski kraj pochodzenia. Był zaskoczony moim przyzwoitym angielskim. Widocznie miał mniej udane doświadczenia z moimi rodakami.
    Było ciepło, ale nie gorąco. Niebo za lekką mgiełką. Jechaliśmy busem w kierunku portu. Widać było aleje obsadzone palmami. Trafiały się również kanały z motorówkami. Dla europejczyka był to sielski krajobraz. Po pół godzinie jazdy, wjechaliśmy do portu. Po raz pierwszy zobaczyłem ten statek. Nieco archaiczny kształt kadłuba i nadbudówki wskazywał na zaawansowany już wiek staruszka. Bus zatrzymał się przed opuszczoną rampą rufową. Trwał jednocześnie wyładunek i załadunek. Wszystko odbywało się na kołach. Wielkie naczepy wtaczane były do brzucha statku i tam mocowane do pokładu za pomocą łańcuchów. Inne były wytaczane. Ekipy robotników składające się niemal wyłącznie z Murzynów, w dymie ze spalin, ogłuszającym hałasie i wysokiej temperaturze, wykonywały swoją pracę w zawrotnym tempie. Ciągniki, jak smoki, rycząc silnikami poruszały się z wielką szybkością,, zwinnie się wymijając. Był to rodzaj cyrku. Stałem i patrzyłem jak zahipnotyzowany. Obudził mnie głos agenta, że tablica jest na 20.00. Nie miałem dużo czasu. Elektryk, którego zmieniałem, był już spakowany i gotowy do opuszczenia statku. Przekazaliśmy sobie informacje, które uważaliśmy za potrzebne. Wiadomo,że nie ma więcej na to czasu niż kilka godzin. Ten elektryk był akurat mało rozmowny i niezbyt skory do podzielenia się wiedzą o urządzeniach elektrycznych ze mną. Szybko też wyjechał na lotnisko. Za każdym razem, gdy przejmuję od poprzednika statek to mam wrażenie, że jest to skok w nieznane, żeby nie powiedzieć w przepaść. Za parę godzin będzie zależało bardzo wiele od elektryka, wszyscy na niego liczą, ufają mu, a w jego głowie pojawiają się myśli, które gdyby poznał jego chief to zostałbym zwolniony. Co ja tu robię? Mogłem na lądzie, na przykład być stróżem albo nawet kelnerem. Na szczęście myśli nie widać. To jest jak uczucie, które cię ogarnia, gdy po raz pierwszy do przedszkola przyprowadziła cię mama i zaraz potem odeszła. Trzeba z tym się jakoś uporać. Pomagają w tym zwyczaje i doświadczenie nabyte w tym zawodzie przez lata. Niestety to jeszcze nie gwarantuje pracy bez kłopotów. Zwykle statek z inteligencją i charakterem poddaje nowego elektryka swoistemu egzaminowi, jakby testowi. w krótkim czasie nagle zaczyna się psuć wiele urządzeń, które przedtem nie ulegały nigdy lub bardzo rzadko awariom. Czasami dochodzi do sytuacji groteskowych. Biednego elektryka zmęczonego i zlanego potem załoga uznaje za pechowca i otrzymuje on odpowiednie do urody przezwisko, którego on sam jeszcze długo nie pozna.
    Zastanawiałem się jaki scenariusz „on” dla mnie przygotowuje.
Załoga była z Kolumbii. Oprócz mnie, drugim europejczykiem też polakiem był chief z maszyny. Gdy ich później poznałem, byli to ludzie weseli z pozytywnym stosunkiem do świata.
    Zapadał zmierzch. Staruszek gotował się do wyjścia w morze. Zapalono światła na pokładzie. Moje stanowisko podczas manewrów jest w CMK (Centrala Manewrowo Kontrolna) w maszynowni i tam też byłem. Rozpoczęły się manewry wyjściowe, zastartował silnik główny. Chwilę potem poczuliśmy silny wstrząs i z mostku przyszła komenda, aby zatrzymać silnik. Wezwano mnie na mostek. Gdy wszedłem tam, zauważyłem nastrój lekkiego napięcia. Wytłumaczono mi, co się stało. Otóż, gdy tylko uruchomiono ster strumieniowy na dziobie, ten samoistnie przestawił łopatki śruby na full i tym sposobem pchnął dziób statku w prawo, który uderzył o nabrzeże. Szczęściem, oficer obsługujący ster, gdy zauważył awarię natychmiast wyłączył urządzenie.
    Wszystkie oczy były zwrócone teraz na mnie. Było spokojnie, nikt nie komentował, ani nie podnosił głosu. Panowała cisza. Zacząłem szukać części sterowniczej tego steru. Znalazłem. Poszedłem po instrukcję i dokumentację do kabiny. Znalazłem je, ale były w złym stanie. Postanowiłem bliżej przyjrzeć się kasetom, które można łatwo wymienić. Wyjmowałem poszczególne kasety i usiłowałem znaleźć w nich uszkodzenie. Prawdę mówiąc nadrabiałem miną, ponieważ wśród tysięcy drobnych elementów elektronicznych, nie miałem szans na znalezienie tego uszkodzonego. Moją uwagę przykuł duży kondensator. Wiedziałem, że mają tendencję do uszkodzeń. Za chwilę po sprawdzeniu wiedziałem, że jest niesprawny. Na mostku znajdowała się skrzynka częściami zapasowymi, więc szybko wymieniłem kasetę na zapasową. Pozakrywałem skrzynki i powiedziałem - możemy sprawdzić.
    Kapitan ostrożnie wychylił rączkę steru i udało się. Ster działał prawidłowo. Takie chwile pamięta się przez całe życie. Kto wie, czy nie stanowią sensu życia, którego ciągle szukamy.
    Po tym teście, statek-staruszek dał mi spokój. Praca na tym kontrakcie była ciężka. Nieraz, żeby utrzymać statek w ruchu balansowało się na granicy ryzyka. Oczywiście, czyniłem możliwe zabezpieczenia. Tam słów, „nie można czegoś zrobić” ,lepiej nie używać, bo można następny raz nie pojechać.
    Kontrakt mój zbliżał się do końca. Nadszedł ostatni dzień rejsu. Statek wchodził do portu. Po wejściu, jak zawsze, nastąpiły manewry zacumowania  i właśnie w tym momencie, następuje duża awaria rozdzielnicy elektrycznej na dziobie. Pomimo to, udało się statek zacumować. Od razu pomyślałem sobie, że staruszek czekał z tą awarią do końca rejsu, aby przetestować nowego elektryka, podobnie jak mnie sprawdził, gdy rozpoczynałem na nim kontrakt. Byłem mu wdzięczny, że oszczędził mi wiele pracy, którą musiałbym wykonać, gdyby to się stało w trakcie rejsu. Pozdrawiam Ciebie 'Seaboard Trader” - jeżeli jeszcze istniejesz. Dziękuję.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz