środa, 31 października 2012

Trzy epizody z Grecji

Torebka


Przygoda nasza zdarzyła się w porcie w Pireusie. Byliśmy w rejsie po Morzu Egejskim jachtem "Bonito" pod kapitanem Ziemowitem Ostrowskim. Załoga: Jola Bem, moja żona, Zbyszek .i ja. Stanęliśmy w zakątku basenu.Sklarowaliśmy jacht i przygotowaliśmy się do wyjścia do miasta. Jacht stał prostopadle dziobem do wysokiej betonowej kei. Wyjście z jachtu wymagało ostrożności i wykonania skoku z dziobu na keję, po uprzednim przyciągnięciu jachtu na cumach. Jola wychodziła przedostatnia, na jachcie pozostawał jeszcze kapitan. W czasie skoku wypuściła torebkę z ręki, w której znajdowały się wszystkie pieniądze i dokumenty załogi.
Torebka zniknęła pod  wodą, na  powierzchni której pływało mnóstwo śmieci. Kapitan Ostrowski od razu zaczął się rozbierać do nurkowania. Wkrótce wykonał pierwszy skok, który jednak okazał się nieudany. Żeby skrócić czas nurkowania do dna , zapytaliśmy właściciela  pobliskiego warsztatu, czy możemy wrzucić do wody dużą stalową felgę z uwiązaną liną. Grek zgodził się. Po wrzuceniu felgi kapitan rozpoczął serię nurkowań na niemałą w tym miejscu głębokość, posługując się liną. Załoga była przekonana, że torebka jest stracona. Mieliśmy więc wyjątkowe szczęście, gdy w ręku kapitana zobaczyliśmy ją ponownie. Zamknięta leżała na dnie parę godzin, ale to wystarczyło by do środka dostały się małe skorupiaki. Wszystkie dokumenty i pieniądze odzyskaliśmy, ale wyjście do miasta przełożyliśmy na drugi dzień.


Obiad
Tego dnia, podczas żeglugi po Morzu Egejskim obiad gotowała moja żona. Składał się, jak zwykle z zupy, drugiego dania i kompotu. Morze było spokojne, więc gotowanie przebiegało bez przeszkód. Kucharz głośno powiedział  - obiad gotowy i usiedliśmy do stołu. Po kilku łyżkach  przerwaliśmy jedzenie. Zupa i drugie danie były tak mocno posolone, że zjedzenie ich było niemożliwe. Przy stole zapadło milczenie. Nikt nie chciał komentować tego wydarzenia, ponieważ kapitan jak by nic się nie stało, kontynuował jedzenie. Zjadł wszystko, powiedział "dziękuję" i wyszedł na pokład. Byliśmy w szoku. Obserwowaliśmy kapitana, ale zachowywał się normalnie. Nawet nie poprosił o dodatkowe picie.


Na granicy życia

Pogoda była jak zwykle wspaniała. Ktoś zaproponował kąpiel. Miejsce było atrakcyjne – środek Morza Egejskiego. Opuściliśmy składaną drabinkę na pawęży rufowej i schodziliśmy po niej do wody. Na jachcie pozostała moja żona, która bała się aż tak głębokiej wody. Żagle były opuszczone.
Kąpiel , po długim przebywaniu na jachcie, była  prawdziwą rozkoszą. Troszkę za późno zauważyliśmy, że jacht zaczął się oddalać. Lucyna na jachcie zaczęła przeraźliwie krzyczeć. W pogoń za jachtem ruszył kapitan. Umiejętności pływackie, jakie nabył w czasie treningów, jako zawodnik, teraz bardzo przydały się.. Dogonił jacht, wspiął się na pokład, uruchomił silnik i zawrócił po nas. Dopiero po powrocie na jacht w pełni zrozumieliśmy sytuację. To było jak życie po życiu. Sielanka w krótkim czasie mogła zamienić się tragedię.



 .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz